HISTORIA PACJENTA
Opowiada Pani Agnieszka z Wrocławia
Moja przygoda z chłoniakiem Hodgkina zaczęła się w 2017 roku od lekkiego przeziębienia i małej „gulki” na szyi. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, co mnie czeka. Przeziębienie próbowałam zaleczyć sama jakimiś specyfikami z apteki, ale za bardzo nie pomagały. Niepokoiło mnie tez to zgrubienie na szyi. Poszłam do lekarza. Dostałam antybiotyk. Zgrubienie się zmniejszyło o połowę, ale nie zeszło całkiem.
Zmieniłam lekarza prowadzącego na hematologa. Pani doktor wysyłała mnie na rożne badania częściowo prywatne, częściowo opłacane przez NFZ, ale nie wiedziała cały czas co mi jest, a ja czułam się coraz gorzej. W międzyczasie szyja była cała w spuchniętych grudkach, tak samo było nad obojczykiem, wszędzie były wyczuwalne grudki. Brałam z 3-4 rodzaje antybiotyków przepisane przez lekarza prowadzącego i nic nie pomagało. Trwało to pół roku, aż w styczniu dostałam dreszczy, wysokiej temperatury, która nie chciała zejść i tym sposobem wylądowałam u lekarza dyżurnego. Dostałam mocniejsze tabletki przeciwgorączkowe i skierowanie do laryngologa (miałam popękane żyłki w nosie i często leciała mi krew). Dość szybko umówiłam się na wizytę i przy okazji powiedziałam o węzłach. Dostałam skierowanie do szpitala na pobranie wycinka. Prawie 2 miesiące czekania na wyniki… Diagnoza- chłoniak Hodgkina… pierwszy krok to oczywiście to internet… co to właściwie jest? Potem szok, płacz, niedowierzanie.
Na szczęście miałam duże wsparcie ze strony przyjaciół i rodziny. Od razu postawili mnie do pionu i zmusili do działania.
Zarejestrowałam się do kliniki hematologicznej. Do lekarza trafiłam jeszcze tego samego dnia. Dostałam skierowanie na badanie PET i wniosek na perukę. Od tego momentu wszystko już potoczyło się dość szybko. Ok 2 tygodnie czekania na badanie i potem ok 2 tygodni na wyniki. W międzyczasie zamówiłam sobie przez internet perukę. Tak na wszelki wypadek, gdyby miała mi się przydać, chociaż miałam też jednocześnie nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby bo wyczytałam, że nie każdemu wypadają włosy. Po otrzymaniu wyników PET i zaniesieniu ich mojemu lekarzowi prowadzącemu w klinice od razu następnego dnia miałam pierwszą chemię.
Ogólnie przeszłam 6 cykli ABVD czyli 12 wlewów. Całe leczenie przeszłam nie najgorzej. Nie miałam wymiotów, kondycja dużo słabsza, ale dawałam radę. Całe leczenie byłam aktywna zawodowo, wolne brałam tylko na wlewy. Włosy jednak niestety wypadły, ale zamówiona wcześniej peruka bardzo przypominała moje naturalne włosy, były tylko dużo dłuższe (zawsze o takich marzyłam, ale ciężko mi było zapuścić ) więc ten aspekt choroby też przeszłam całkiem w porządku.
Leczenie zakończyłam we wrześniu 2018, a od lutego 2019 wróciłam już na siłownię, czuję się coraz lepiej, efektów ubocznych chemioterapii jest coraz mniej. Moje włosy rosną dużo zdrowsze i gęstsze niż były przed chorobą. O chorobie myślę cały czas i ciągle boję się, że wróci, ale staram się i mogę żyć normalnie.
Dzięki historii Pani Agnieszki możemy powiedzieć, że ważne jest...
- W procesie diagnozowania oraz leczenia każdej choroby lekarz prowadzący powinien kierować się szerokim spektrum możliwości i umiejętnym docieraniem do sedna problemu. Jeśli masz poczucie, że Twój lekarz "nie wie, co Ci dolega", zawsze możesz umówić się na rekonsultację, która być może rzuci nowe światło na proces chorobowy. Niestety w przypadku Chorej wiele rzeczy powinno stać się wcześniej. Powiększenie węzłów chłonnych powinno skłonić hematologa dokonujące pierwszej konsultacji do wnikliwej obserwacji lub badań obrazowych. Wykonana wtedy tomografia komputerowa klatki piersiowej rozwiałaby prawdopodobnie wszystkie wątpliwości. Sama ocena materiału histopatologicznego, rzadko zajmuje więcej niż parę tygodni…Opóźnienie rozpoznania choroby jest niestety częste, zwłaszcza gdy nie ma powiększonych obwodowych węzłów chłonnych, a jedyną manifestacją choroby jest np. świąd skóry. Natomiast jest w tej historii jest jedna jasna strona. Nawet zaawansowany proces (skoro Pacjentka nie była poddana uzupełniającej radioterapii, zapewne był to III/IV stadium zaawansowania klinicznego) poddaje się leczeniu i rokowanie jest dobre.
- Niezwykle ważne jest wsparcie rodziny na każdym etapie choroby. Czasem pacjenci doświadczają trudności w relacjach rodzinnych wynikających z choroby. Tymczasem troska i miłość najbliższych są ogromną i realną pomocą w procesie zdrowienia.
POZNAJ WIĘCEJ HISTORII...
Dziękujemy wszystkim Pacjentom, którzy dzielą się swoją historią z innymi. To bardzo cenny dar! Jeśli czujesz, że masz siłę podzielić się Twoją - napisz: kontakt@chloniak.e-kei.pl
Na przewlekłą białaczkę lifmocytową choruję już od 12 lat, ale czy czuję się chora? Na szczęście nie.
Na przewlekłą białaczkę lifmocytową choruję już od 12 lat, ale...
Czytaj historięNależę do ludzi twardych.
Należę do ludzi twardych. Kiedy pojawiła się wizja drugiej linii...
Czytaj historięTrzeba brać, co życie daje!
TRZEBA BRAĆ, CO ŻYCIE DAJE Jestem emerytowanym górnikiem. Mój organizm...
Czytaj historięProszę Was, którzy teraz walczycie o życie, nigdy się nie poddawajcie!
Kochani, opiszę Wam historię mojej choroby. Zaczęło się od gorączki...
Czytaj historię