fbpx

Nazywam się Emilia i mam 20 lat. Moja historia zaczęła się dokładnie rok temu, w listopadzie, czyli miesiąc po tym gdy rozpoczęłam wymarzone studia z myślą, że to będzie najlepszy okres w moim życiu. Jednak los wystawił mnie na prawdziwą próbę.

Pierwsze objawy choroby pojawiły się jeszcze w październiku. Dopadł mnie silny, duszący kaszel, a przy najmniejszym wysiłku fizycznym opadałam z sił. Dodatkowo wystąpił obrzęk twarzy i szyi, który z czasem był coraz mocniejszy i niepokojąco długo nie odpuszczał. 2 listopada za namową przyjaciółki zgłosiłam się do szpitala. Dziś wiem, że swoją stanowczością działania uratowała mi życie. Dalsze wydarzenia potoczyły się tak szybko, że kilka dni przemknęło mi jak jeden błysk.

Badania krwi, prześwietlenie płuc, tomografia. Kilka dni później wstępna diagnoza i skierowanie w trybie nagłym do Centrum Onkologii w Warszawie. Ale jak to do Warszawy? Przecież dopiero co zaczęłam studia, muszę wracać na uczelnię – na początku to było moim jedynym zmartwieniem. Z pierwszych dni w COI pamiętam niewiele. Kolejne badania, biopsje, spotkania z onkologiem, następnie PET  i ostateczna diagnoza – chłoniak pierwotny śródpiersia. Moja głowa wypierała to, co dzieje się wokół i wciąż myślałam jedynie o powrocie do zwyczajnej codzienności. W tamtym czasie największy koszmar przeżywali moi bliscy, natomiast ja wciąż próbowałam sobie wmówić, że to co się dzieje, nie dotyczy mnie.

Ze względu na szybki postęp choroby, podanie pierwszego wlewu chemii nastąpiło od razu po przeniesieniu mnie na właściwy oddział. Zostało już tylko 6, wydaje się niewiele. Jednak 6 tygodniowych wlewów to aż pół roku w szpitalu z małą szansą na wyjście do domu ze względu na czas regeneracji po każdym z nich, który wiązał się z całym wachlarzem skutków ubocznych. Na początku znosiłam to dosyć dobrze, jednak z czasem organizm był coraz słabszy. Problemy z jedzeniem, utrata wagi, osłabienie, wypadające włosy i wiele innych niespodzianek. 

Bywały momenty, gdy traciłam wiarę, ból był nie do zniesienia, a nadzieja na lepsze dni umykała. Kiedy wspominam widok noworocznego nocnego nieba, które oglądałam ze szpitalnego łóżka przyjmując kolejne dawki morfiny, łzy nadal cisną mi do oczu. To wtedy tęsknota za bliskimi i dawnym życiem była największa. Pamiętam dokładnie dzień, gdy musiałam zgolić ostatki włosów. Starałam się podejść do tego pozytywnie. Przecież włosy nie są najważniejsze, odrosną. A więc stało się, mama z maszynką w drżącej dłoni i ja starająca się śmiać, by nie płakać. Tak naprawdę chyba dopiero w takich momentach zaczynałam rozumieć, czego doświadczam w swoim życiu.

W połowie leczenia tomografia sprawdzająca skuteczność leczenia. Wynik – bardzo dobra odpowiedź na chemię, co znaczy, że choroba cofa się! Wspaniała wieść dająca ogromny zastrzyk sił do dalszej walki. Po krótkim, bo zaledwie 5dniowym pobycie w domu, do szpitala pakowałam się z taką niezłomnością, jakbym jechała na finał zawodów sportowych. To jeszcze całe 3 cykle przede mną, sporo czasu, ale już wtedy traktowałam to jako starcie ostateczne. Myśl, że mój przeciwnik słabnie, rodziła we mnie wielką nadzieję i zawziętość. Na początku kwietnia zakończyłam leczenie i zostałam wypisana do domu. Był to jeden z najwspanialszych dni w moim życiu.

Po 3 miesiącach wykonano badanie sprawdzające, czy choroba pozostaje w całkowitej remisji. PET wyszedł czysty – jestem zdrowa! Olbrzymia radość i ulga..

Walka z chorobą nowotworową to wyzwanie nie tylko dla chorego, ale też i dla jego bliskich. Rodzice, którzy cały czas przy mnie czuwali, przyjaciele, którzy dodawali otuchy i na wszystkie sposoby starali się wywołać uśmiech na mojej twarzy, bliscy i dalsi znajomi, którzy cały czas wierzyli we mnie, wszyscy waleczni i silni pacjenci, których poznałam na oddziale oraz pełny empatii i serca personel medyczny – to dzięki nim nie straciłam nadziei i wygrałam. Wierzę, że wszystko co dzieje się w życiu, ma za sobą jakiś cel. To, co mnie spotkało, dało mi do zrozumienia, że życie jest zbyt krótkie i nieprzewidywalne by trwonić czas na rzeczy, które nie dają nam szczęścia. Każdy moment jest dobry, by zmienić swój świat na lepszy, spełnić marzenie, uśmiechnąć się do siebie, cieszyć się tym, że się jest.

Dzielę się swoją historią ze wszystkimi NiePochłoniętymi aby pokazać, że powiedzenie „po burzy zawsze wychodzi słońce” jest świętą prawdą! 😊

Razem z nami wspieraj Pacjentów takich, jak Emilia!

Wpłać dowolną kwotę i stań się częścią tej ważnej działalności - już teraz z całego serca dziękujemy!

POZNAJ WIĘCEJ HISTORII...

Dziękujemy wszystkim Pacjentom, którzy dzielą się swoją historią z innymi. To bardzo cenny dar! Jeśli czujesz, że masz siłę podzielić się Twoją - napisz: kontakt@chloniak.e-kei.pl

Print Friendly, PDF & Email