Chłoniak? Nie wiedziałam co to jest. Dopiero, gdy spytałam lekarki, że jeśli diagnoza się potwierdzi, to "co wtedy?" i usłyszałam “cóż, wtedy chemioterapia lub radioterapia”, zrozumiałam, że to nowotwór.
Mam na imię Karolina i mam 26 lat. Było to w październiku zeszłego roku. Miesiąc po urodzeniu córeczki, jak zawsze, standardowo wybrałam się do endokrynolog, aby skontrolować moją tarczycę ze względu na Hashimoto. W trakcie badania lekarz zauważyła, że mam zgrubienie na szyi, powiększone węzły. Ja sama nic wcześniej sama nie zauważyłam. Zostało zrobione usg, które nie wykazało nic złego, a doktor kazała mi się obserwować i pójść do laryngologa, jeżeli węzły się nie zmniejszą. Niestety, węzły zamiast maleć, były coraz większe, niebolące, twarde, a miesiąc później już druga strona szyi była powiększona oraz węzły podżuchwowe.
I tak też trafiłam na wspaniałą Panią lekarz, która od razu wiedziała, o co chodzi i skierowała mnie na biopsję cienkoigłową. Wynik- podejrzenie chłoniaka nieziarniczego. Nie wiedziałam co to jest. Dopiero, gdy spytałam lekarki, że jeśli diagnoza się potwierdzi, to co wtedy i usłyszałam “cóż, wtedy chemioterapia lub radioterapia”, zrozumiałam, że to nowotwór. Zalałam się łzami. 2 dni płakałam, z myślą, że umrę, że zostawię 3 miesięczną córeczkę i jednocześnie do momentu otrzymania ostatecznego wyniku miałam nadzieję, że to może pomyłka, przecież czułam się świetnie, wyniki morfologii idealne.
2 dni później leżałam już w szpitalu, czekając na wycięcie całego węzła chłonnego. Znów czekanie na wynik. 3 tygodnie później diagnoza – chłoniak obwodowy z komórek T.
Od razu z mężem udaliśmy się do polecanego lekarza. Jego mina nie była ciekawa. Stwierdził, że takich przypadków, jak ja, mieli przez 30 lat 3. Ale powiedział, że będziemy próbować… nie przekonało mnie to. Poszliśmy do kolejnego hematologa. Doktor doradziła mi leczenie w Warszawie, Centrum Onkologii. Mają tu osobne piętro dla chłoniaków. I tak zrobiliśmy.
3 dni później byliśmy w Warszawie, pojechaliśmy w ciemno. Szczęście dopisało na tyle, że profesor Walewski zechciał nas przyjąć. Zaproponowano leczenie. Długie, bo roczne i ciężkie (GMALL). Większość w szpitalu. Zgodziłam się, bo i tak nie miałam innego wyjścia. To było 23 grudnia. 27 grudnia już byłam na oddziale. Mnóstwo badań, trepanobiopsja szpiku, PET, tomograf, 15 nakłuć podczas biopsji cienkoigłowej.
I kolejne zdziwienie. Inna diagnoza.
Chłoniak limfoblastyczny z komórek T. A po otrzymaniu wyniku szpiku, ostra białaczka limfoblastyczna z komórek T. Znów szok. Ale lekarze zapewniają, że chłoniak limfoblastyczny i białaczka limfoblastyczna to ta sama choroba, z różnicą zajęcia szpiku lub/i krwi. Leczenie i rokowanie te samo.
Rozpoczęłam chemię.
Z początku był koszmar. Straciłam włosy, apetyt. Po miesiącu leczenia zrobiono badanie szpiku. Nie powinno być już blastów w szpiku. Ale pozostało 0,01%. Musiałam dostać bardzo silną chemię. No i dostałam. To było coś strasznego. 2 tygodnie nie dałam rady wstać z łóżka, leżałam pod morfiną 5 dni bo buzia była zmasakrowana. Ale ta chemia pomogła. Kolejne badanie szpiku – szpik wolny na poziomie minimalnej choroby resztkowej i światełko w tunelu. Po 2 miesiącach wyszłam do domu. Wychudzona, łysa, bez sił, a po 2 tygodniach musiałam wrócić do szpitala na kolejną chemię. Wykonano mi PET. Wynik – wszystko dobrze. Nic się nie świeci. Radość ogromna. Węzły dawno się zmniejszyły, szyja znów wyglądała jak kiedyś. Od tamtej pory jestem w remisji. Pozostały mi jeszcze 2 kursy chemii. Po tym 2 lata chemia w tabletkach, bez przeszczepu. Organizm przyzwyczaił się do chemii, czuję się już dobrze.
Jeżeli chodzi o psychikę w trakcie leczenia…
mi pomaga myśl o córeczce, mężu. Mam ogromne wsparcie całej rodziny, przyjaciół. Czuję się silna i wiem, że taka jestem. Te przykre doświadczenia mają też swoje plusy. Cieszę się każdą chwilą, słońcem, niebem. Wcześniej tego nie dostrzegałam. Nawet będąc w szpitalu, staram się widzieć plusy.
Wiem, że będzie już dobrze.
Wiele razy szukałam historii pacjentów, aby dodać sobie otuchy. Niestety nie było tego zbyt wiele. Dlatego mam nadzieję, że moja historia komuś pomoże Mam nadzieję, że ktoś wytrwał do końca A moje motto? „Wczoraj do Ciebie nie należy. Jutro niepewne… Tylko dziś jest Twoje” – JP II.
POZNAJ WIĘCEJ HISTORII...
Dziękujemy wszystkim Pacjentom, którzy dzielą się swoją historią z innymi. To bardzo cenny dar! Jeśli czujesz, że masz siłę podzielić się Twoją - napisz: kontakt@chloniak.e-kei.pl
Na przewlekłą białaczkę lifmocytową choruję już od 12 lat, ale czy czuję się chora? Na szczęście nie.
Na przewlekłą białaczkę lifmocytową choruję już od 12 lat, ale...
Czytaj historięNależę do ludzi twardych.
Należę do ludzi twardych. Kiedy pojawiła się wizja drugiej linii...
Czytaj historięTrzeba brać, co życie daje!
TRZEBA BRAĆ, CO ŻYCIE DAJE Jestem emerytowanym górnikiem. Mój organizm...
Czytaj historięProszę Was, którzy teraz walczycie o życie, nigdy się nie poddawajcie!
Kochani, opiszę Wam historię mojej choroby. Zaczęło się od gorączki...
Czytaj historięPo każdej burzy wychodzi słońce – przywołuję je uśmiechem
Każdy ma w życiu jakiś przełomowy moment, niektórzy pewnie nawet...
Czytaj historięWierzę, że wytrwam i nadal będę mogła się spełniać jako mama, żona, córka. Jako ja.
Oto moja historia. W krótkich żołnierskich słowach. Rok 2020. Mam...
Czytaj historięNie wiesz, jak jesteś silny
„Nie wiesz, jak silny jesteś do momentu, gdy bycie silnym...
Czytaj historię„Nieważne czy wygrasz, czy nie, ważne, że się nie poddasz”.
Mam na imię Kamila, mam 33lata. Byłam, jestem i będę...
Czytaj historięStrach przed utratą życia paraliżuje.
Dokładnie rok temu dzień po operacji, obolała, bez głosu, bo...
Czytaj historię